Moja historia

Moja historia

Postprzez augart Pt, 23 kwietnia 2010, 15:28

Witam wszystkich.

Z tego co wyczytałem z waszych opowieści okazało się, że jestem w temacie szumów żółtodziobem, ponieważ dręczy mnie to dopiero (dla mnie aż) miesiąc. Wydaje mi się jednak, że moje szumy są czymś dużo słabszym od tego na co cierpi wielu z was.
Piszczenie, które ja słyszę jest głośne, jednostronne, niezmienne i trwa 24 h na dobę. Nie mam przy tym niedosłuchu, ani nie mam problemu z rozumieniem mowy i wyłapywaniem dźwiękow z ich natłoku.
Dosyć szybko się tym zainteresowałem i odbyłem mały maraton lekarsko-badaniowy, który ostatecznie zawiódł mnie do kliniki szumów usznych.
Dotarłem tam już z kompletem badań, które stopniowo eliminowały różne przyczyny (audiogram, tympanogram, rezonans magnetyczny) oraz po całej apteczce branych leków, także od razu zostałem skierowany na badanie aktywności komórek włoskowatych w ślimaku, jako najbardziej prawdopodobnej z pozostałych możliwych przyczyn.
No i strzał w dziesiątkę: komórki odpowiadające za odbieranie dźwięków o wysokich częstotliwościach w prawym uchu są dwa razy bardziej aktywne, niż te w lewym i same sobie piszczą... nadpobudliwe skurczybyki.
Czemu?
Nie wiadomo.
Zdaża się, że to przez stres, ale to nie w moim przypadku, ponieważ ciężko o spokojniejszego człowieka.
No i leczenia nie ma. Po prostu muszę z tym żyć, starając się nie zwracać na to uwagi z nadzieją, że z czasem samo się wyciszy. I o dziwo udaje mi się to robić dosyć szybko i w miarę łatwo. Już po pierwszych dwóch tygodniach powiedziałem sobie, że coś takiego nie będzie mi przeszkadzało w normalnym funkcjonowaniu. Chociaż na początku było ciężko, bo jest to straaasznie uciążliwe. Niewiedza o źródle i przyczynie też nie pomaga. Jednak stopniowo skupiając się na wszystkim innym w około udało mi się osłabić odbieranie tego okropnego dźwięku. Starałem się cały czas mieć jakieś dźwięki w okolicy. Może laryngolodzy tego nie pochwalą, ale słuchałem i nadal słucham dużo, ale cicho, muzyki w słuchawkach.
Teraz przeważnie już go nie słyszę. Dopiero jak pomyślę "czy to jeszcze tam jest?" okazuje się, że nic się nie zmieniło i dalej pisk jest taki sam. Oczywiście są dni, kiedy nie mogę się go pozbyć, ale jest ich coraz mniej. Mam nadzieję, że mój mózg jakoś sam się z tym upora i wyciszy to samoczynnie. A jak nie, to pewnie w końcu zawitam w rozsławionych Kajetanach. Jak na razie próba walki na własną rękę.
Strasznie sie rozpisałem, ale pomyślałem, że może moja historia podpowie coś takim świeżakom jak ja i da nadzieję martwiącym się, czy da się to znieść.

Pozdrawiam wszystkich i życzę powodzenia w waszych codziennych staraniach o normalność. Każdy z nas go potrzebuje.
augart
 
Posty: 2
Dołączył(a): Śr, 7 kwietnia 2010, 13:10

Powrót do Moje leczenie

Obecni na stronie

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 2 gości

cron