leczenie

leczenie

Postprzez Pietkiewicz So, 20 czerwca 2009, 20:03

Zgadzam się z moimi poprzednikami w dyskusji , a nawet w pewnym momencie ujrzałam czarno na białym swoje własne słowa wypowiedziane niedawno w Ursusie :roll:
Pietkiewicz
 
Posty: 1
Dołączył(a): So, 20 czerwca 2009, 19:45

Re: leczenie

Postprzez Rafał Pt, 30 października 2009, 23:02

Moi Kochani, Drodzy, Znajomi i Ty-przypadkowy gościu, nie umiejący poprawnie wpisać szukanego hasła w Google…
Poniższe słów kilka kieruję do wszystkich, ponieważ każdemu może się to przydarzyć…
Człowiek uczy się na błędach. Najlepiej jednak jest, jeżeli są to błędy… cudze.
Mam szczerą nadzieję, że po przeczytaniu tego postu, przynajmniej część z Was nie będzie traciła czasu i energii na podążanie drogą, którą ja sam przeszedłem.
Wszystko może zdarzyć się w piękny, pogodny poranek. Budzimy się i słyszymy… szum. Jeżeli obok nas leży śpiąca jeszcze partnerka z błogim wyrazem twarzy, a obok łóżka stoi butelka po szampanie i poprzewracane kieliszki, wszystko jest w najlepszym porządku. Szum minie po… porannej porcji czułości, prysznicu i śniadaniu;) Jeżeli jednak obudziliśmy się w wyniku stresu dręczącego nas w pracy od kilku miesięcy, a zamiast szampana przed zaśnięciem braliśmy koleją porcję antybiotyków lub aspiryny, szum może nie minąć aż tak szybko…
Oczywiście wszystko to tylko przykłady. Polecam jednak zapoznanie się z pełną listą czynników zwiększających ryzyko. Stres, hałas, lekarstwa, przebyte operacje, dieta, nadciśnienie… Warto znać, by wiedzieć czego unikać, przynajmniej w miarę możliwości.
Wróćmy jednak do naszego poranka. Pierwszą reakcją jest wyłączenie absolutnie wszystkiego, co może wydawać jakikolwiek dźwięk. Kolejną, pytanie kogoś z najbliższych: czy ty też to słyszysz?
I teraz najważniejsze: nie wpadać w panikę! Znam mnóstwo osób z szumem usznym. Poznałem dokładnie ich historie. I u nikogo z nich szum nie był przyczyną ani skutkiem bezpośredniego zagrożenia życia! Jeżeli od samego początku dorobimy sobie do słyszanego dźwięku odpowiednio groźną teorię, a do tego poprzemy ją licznymi przykładami z Internetu, późniejszy powrót do „normalności” zajmie nam dużo więcej czasu.
Teraz konkrety. Wszystkie działania, którym się poddałem do czasu postawienia poprawnej diagnozy i rozpoczęcia właściwej terapii trwały kilka miesięcy. Lubię uważać się za osobę uporządkowaną, dlatego też zerkam teraz do odpowiedniego segregatora. Mam dokument na wszystko;)
Ja niestety na początku wpadłem w panikę. Dlatego też pierwszy kontakt z medykami miałem na ostrym dyżurze jednego z warszawskich szpitali. Po sześciu nieprzespanych dobach i wsłuchiwaniu się w nowy dźwięk, zaaplikowano mi Ketonal. Widocznie porcja była skromna, bo następnego dnia znowu tam byłem. Tym razem już nie oszczędzano. Po „końskiej dawce” zasnąłem na szpitalnej pryczy… Następnego dnia obudziłem się z koszmarnym bólem głowy i pokaźnym plikiem skierowań. Część badań robiłem na NFZ- w końcu na coś mi potrącają te składki. Część prywatnie- terminy były tak odległe, że nie wiedziałem czy dożyję, a zwłok raczej nie badają;)
Morfologia w większości OK. Z wyjątkiem cholesterolu (ach, te firmowe kolacje). Neurolog fajnie pukał młoteczkiem w kolana. Może nie uwierzycie, ale noga sama podskakuje. Pobawił się mną, pobawił, ale niczego nie znalazł. Zapisał mi więc tabletki (Asentra). W niczym nie pomogły, ale też i nie zaszkodziły. Nie do końca mu uwierzyłem, więc szukałem kolejnego. W międzyczasie dostałem ciśnieniomierz. Super! Japoński. Jak się człowiek koncentruje na coraz głośniejszym szumie i jednocześnie patrzy na rosnące tętno i ciśnienie, może dojść do niezłych rezultatów. Tylko serce może tego nie wytrzymać. Nie będę się chwalił swoim wynikiem, bo przeczyta to kardiolog i dostanie zawału;) Mojemu sercu pomogły regularne kontakty ze sportem. Polecam. Basen, bieganie, rower. Każdy znajdzie coś odpowiedniego do wieku i zainteresowań. Ja biegałem szukając pomocy.
Akupunktura? Fajna sprawa. Ale kolczyki w uszach, nawet mało widoczne, do męskich nie należą. Kobiety mają łatwiej. Natomiast leżenie na „łożu fakira” pomaga w szybkim pozbywaniu się… pieniędzy. Szkoda tylko, że nie zrobiłem sobie fotki. Mógłbym się teraz chwalić w pubie przy piwie, gdybym pił takowe… Z trzech przyjemności „ na p” ze znanego kawału, dwie pierwsze przy szumach usznych są niewskazane…
Byłem też u speca od patrzenia w oczy. Nawet gdyby był kobietą w moim typie i rozbierał się na zajęcia, to i tak byłby za drogi. Do tego widocznie za często mrugałem powiekami uniemożliwiając diagnozę. Czy to moja wina, że jak nie mrugam to mi oczy łzawią?
W międzyczasie znalazłem nowego neurologa. Popatrzył na moją historię i koniecznie chciał przebić poprzednika. Muszę mu przyznać, że udało się to w 100%! Jak to mówi dzisiejsza młodzież: poszedł gość po bandzie. Xanax w dawce dla dorosłych! Drobnej postury nie jestem, ale porcja była dokładnie wyliczona. Tabletka i szklanka wody. Sen przychodził nagle, jak przeznaczenie sapera;). Ale po przebudzeniu szumiało nadal…
Wizyta u laryngologa zakończyła się wypisaniem recepty i skierowaniem. Betaserc brałem po niej jeszcze długo, bo przeczytałem na ulotce, że szybkiej poprawy nie będzie. U mnie ta, nawet najbardziej powolna, też nie wystąpiła… Skierowanie było na operację przegrody nosowej. Tak na wszelki wypadek zrobiłem jeszcze badanie przepływu powietrza przez nos. Po wynikach zdania były podzielone, ale ja parłem do celu, a NFZ płacił. Zabieg zrobili tak szybko, że pamiętam tylko korytarz z kobietami w ciąży… Po sąsiedzku była porodówka. Ale „szybko” nie znaczy „dobrze”. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale czekała mnie poprawka. Ale tą zrobiłem już u prawdziwych fachowców. Podobno nie chrapię. Tylko sam nie mogę tego potwierdzić, bo śpię w tym czasie;)
Potem było badanie tętnic szyjnych. Nawet nie wiem, kto mi je zlecił… Ale wynik mam, więc raczej nie zmyślam. Ta sama osoba popatrzyła na wydruk. Fajny wykres: jak dwie proce. Lekarz siedział nad nim z 15 minut i powiedział, że od tego nie umrę. Do dzisiaj się sprawdza.
O, znalazłem jeszcze wyniki badań radiologicznych. Normalny RTG klatki piersiowej, drugi: kręgosłupa szyjnego i trzeci: zatok przynosowych. Od razu widać, że klatkę mam większą od reszty. Ale za to zatoki mam „hipoplastyczne”. Dobrze, że nikt mi nie powiedział co to znaczy, bo może zaczęłoby mi to przeszkadzać;) Poza tym trzeba na te fotki patrzeć pod światło, bo inaczej mało co widać. Jak nazbieram takich więcej, to kupię urządzenie do ich podtrzymywania i podświetlania. Dr Hous czasami z tego korzysta. Ale i u niego coraz więcej komputerów. Czego to Chińczycy nie zrobią…
Wiecie jak to jest w trumnie? Ja już wiem. Wskazówką powinno być pytanie z ankiety przed badaniem. Czy mam klaustrofobię? Pomyślałem sobie tak: małe pomieszczenie to np. winda. W windzie czuję się dobrze. No chyba, że współpasażer się nie umyje… Dobrze, że w komorze rezonansu magnetycznego było tak ciasno, że nie mogłem zwiać. Natomiast tomografia komputerowa to już zupełnie inna bajka. Płacisz, wjeżdżasz, wyjeżdżasz. Cicho i sterylnie. Oba badania niczego w mojej głowie nie znalazły. Pewnie dlatego tak dobrze pływam? Z takim zbiornikiem powietrza… Zimą zakładam na niego czapkę. W ładnym nakryciu głowy facet wygląda bardziej elegancko.
Od tego wszystkiego podobno zrobiłem się nerwowy. Ale jak tu się nie denerwować? Pacjent chce na coś umrzeć, a wyniki raczej w porządku. Żona zapytała: a może psycholog? Czego się nie robi dla Ukochanej. Pan jest podobno znakomitym specjalistą. Szkoda tylko, że nie poznał się na moim przypadku. Przez długi czas dopytywał się, czy przez szum nie słyszę wewnętrznego głosu? Głos ów miał mi podpowiadać, abym komuś zrobił coś złego… Zgroza, ale nie do końca. Teraz tak mam. Odkąd jakiś „intelygent” wymyślił bus-pas na warszawskiej Trasie Łazienkowskiej. Dyrektor „od dróg” był wcześniej kolejarzem, więc skąd może wiedzieć, że samochody się wyprzedzają. Pewnie ma też służbowy apartament 50 metrów od biura. Może do niego zabierać sekretarkę w porze obiadu… Ale ponieważ „mój głos” mówi o nim dużo łagodniej niż pozostali kierowcy, lekceważę to.
I tak powoli dobrnęliśmy do szczęśliwego końca. Gdzieś tak po środku moich przygód wybłagałem skierowanie do Instytutu. Świadomie nie napiszę do którego. Jeszcze ktoś pomyśli, że walczę o przyspieszenie terminu kolejnej konsultacji. Nic z tego. Trzeba swoje odczekać. Co prawda spodziewałem się cudownej operacji. Coś utną, coś pokleją i po sprawie. Badania i zalecenia tak bardzo odbiegły od moich oczekiwań… Teraz mógłbym dalej napisać tysiące słów o Ich podejściu do pacjenta, profesjonalizmie, zaangażowaniu… Ale jestem egoistą. Nie napiszę, bo będę stał w jeszcze większych kolejkach;)
Teraz poważnie. Z ludźmi jest podobnie jak z… samochodami. Najpierw oddajemy brykę do pana Jasia z sąsiedztwa. Przy swojej cały czas coś grzebie i nadal jeździ. Widocznie się facet zna;) Dopiero jak zepsuje coś nowego, szukamy kolejnych fachowców. A koszty rosną i czas leci. Człowiek jest też bardziej skomplikowany od samochodu. Proste złamanie nogi leczy się dużo dłużej od prostego złamania zderzaka. I nawet szyna CAN ( fachowcy wiedzą, cóż to jest) nie umywa się do słuchu, czy układu nerwowego. Warto więc, aby od razu trafić pod właściwy adres.
Mój „ciąg dalszy” jest już podobny do pozostałych pacjentów. Opisano go wielokrotnie. Terapia działa. Tym bardziej, im bardziej w nią uwierzymy i zaczniemy stosować .
Został jeszcze czas na podziękowania. Zacznę od wszystkich poznanych „na miejscu” , a szczególnie „na wyjeździe”. Świadomość, że „jesteście i rozumiecie” bardzo mi pomaga.
Ale szczególne podziękowania należą się kilku osobom. Tak się złożyło, że są to same… kobiety. Każda miała inny, ale równie ważny wkład w moją terapię. Mam szczerą nadzieję, że jeżeli kiedyś przeczytają te słowa, będą wiedziały, że to do Nich.
I na koniec prośba do Moderatorów. Jeżeli któreś zdanie narusza według Was zasady tego forum, wywalcie wszystko w całości. Wszystko albo nic;)
A jeżeli ktoś dotrwał z czytaniem do tego miejsca… podziwiam za cierpliwość!
Rafał
 
Posty: 4
Dołączył(a): Śr, 25 marca 2009, 16:42

Re: leczenie

Postprzez ulcia Pn, 25 stycznia 2010, 11:53

Cześć Rafał dotrwałam do końca i bardzo mnie się spodobał Twój post bo ja przeszłam podobnie chodząc po różnych lekarzach i brałam od różnych laryngologów leki przeróżne a szum jak był tak był. Więc trafiłam na zawroty głowy do Neurologa bardzo przemiłej Pani Doktor, która po drugiej wizycie powiedziała że da mnie skierowanie do instytutu takiego na Pstrowskiego. Przeraziłam się długim terminem bo miałam rok czekać na wizytę do lekarza, musiałam mieć tą minę fajną :roll: bo Pani w sekretaracie powiedziała że czasami ale bardzo rzadko zwalnia się jakieś miejsce to da mnie znać. No i tak się stało bo za gdzieś 8 miesięcy telefon i wizyta do przemiłej Pani Doktor która zaopiekowała się mną serdecznie i to dla mnie było najważniejsze. Przede wszystkim odstawiła mnie wszystkie leki na szum i stwierdziła że mam uszkodzony ślimak uszny co wcześniej też miałam stwierdzony ale nie powiedziano mnie że z tym szumem muszę nauczyć się żyć. Byłam dwa razy w Łebie na turnusie rehabilitacyjnym i tam odbywały się zajęcia które mnie bardzo pomogły i naprawdę czułam się znakomicie nie wiem dlaczego było tak że przez jakiś czas to myślałam że skończył mnie się szum uszny. Natomiast teraz jest znów gorzej i mam szum uszny w obu uszach i wydaje mnie się że jeszcze mam w głowie szumy i coraz to częściej boli mnie głowa i mam zawroty głowy. Rafał mam jeszcze coś takiego że wstydzę się mówić Lekarzowi i Psycholog do której chodzę raz w tygodniu, która podjęła się mnie indywidualnie poprowadzić terapię nerwic i z tego jestem bardzo zadowolona bo pracujemy wspaniale i widzę sama rezultaty. Tylko nie wiem dlaczego znów denerwują mnie te szumy jak widzę że jest coraz lepiej z moją nerwicą i bardziej sobie radzę w życiu. Wiem jeszcze że jest to długie leczenie ale przecież daję sobie radę coraz bardziej. Rafał bardzo pomogła mnie ta Twoja wypowiedż i może kiedyś i mnie się uda pozdrawiam wszystkich na forum i Rafał pisz częściej ja bardzo lubię takie wypowiedzi czytać, które mnie pomagają pozdrawiam :roll:
ulcia
 
Posty: 23
Zdjęcia: 0
Dołączył(a): Pn, 11 stycznia 2010, 21:34

Re: leczenie

Postprzez szczescie_100 N, 11 kwietnia 2010, 22:09

Rafał, po raz kolejny czytam Twoją barwną relację i życzę każdemu "dotkniętemu" niekontrolowanym światem dźwięków we własnej głowie, aby wpisując w google hasło "albo fiksuję albo umieram", natknął się na Twoją historię (nawiasem mówiąc - droga przez mękę niejednego z nas:).
Pozostaję w nadziei, że lekarze rodzinni-pierwszego kontaktu- odrobili zadanie domowe i na dzień dzisiejszy podobnych przypadków nie ma?
szczescie_100
 
Posty: 57
Dołączył(a): Cz, 25 czerwca 2009, 21:01

Re: leczenie

Postprzez jasnowłosa N, 2 maja 2010, 17:02

Hej Rafał...po przeczytaniu Twojej historii zastanawiam się, czy robiles operacje przegrody w szpitalu wojskowym w tym samym mieście, co ja...bo tu tak dokładnie jest- porodówka sąsiaduje z laryngologią.
A tak poza tym to Twój post zawiera najlepsze lekarstwo na szum: sporą dawke humoru.Gratuluję talentu, mam nadzieję, ze pisujesz gdzies poza tym Forum, gdzie może sie usmiechnąć szersza publiczność :D
pozdrawiam
Jasnowłosa
jasnowłosa
 
Posty: 1
Dołączył(a): N, 2 maja 2010, 16:26


Powrót do Moje leczenie

Obecni na stronie

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 3 gości

cron