Menu |
Opowieść o szumiącej dziewczynieMoje uszy Mając sześć lat już miałam tinnitus, coś w rodzaju brzęczenia pszczoły. Prosiłam babcię, żeby mi wyjęła tę pszczołę. Babcia wlała mi do ucha „coś” i powiedziała, że pszczoła już odleciała. Po każdej wizycie w kościele bolała mnie głowa od „grania organów”. Mówiłam, że głośne granie i śpiewanie źle na mnie działa - oczywiście nikt nie wierzy dzieciom. W szkole przy tablicy nagle nadchodził szum uszny, który zagłuszał wszystko. Sypały się dwóje, w domu wyzwiska od leni. Na klasówkach dobre oceny – z odpowiedzi ustnych dwóje. Potem pisali „praca niesamodzielna”. Tak było w szkole podstawowej i liceum. Taki był początek mojej „ przygody” z szumami usznymi. Ja miałam pecha, mimo szumów miałam aparat słuchowy. Po przebytych chorobach i zażywanymi w związku z nimi lekarstwami zdecydowanie pogorszył mi się słuch i gorzej zaczęłam znosić szumy. To było rok temu. Teraz wrzeszczą uszy a z zewnątrz nic usłyszeć nie mogę. O ironio losu – gdyby było odwrotnie. Gdybym mogła słyszeć a jednocześnie pozbyć się szumów. Ludzki organizm tworzy szumy, dlaczego? – nikt nie wie. Ja obserwuję siebie i innych, co mają szumy. W rozmowach są różne wersje, pisałam o nich w szwedzkiej gazecie, która na ten temat zamieszcza dużo wiadomości. W Szwecji też mamy grupę „akut tinnitus”. Są tam też tacy, co już się przyzwyczaili i ignorują tinnitus, nie pozwalając, aby zapanował nad nimi. Ci, co mieszkają przy głośnych ulicach z czasem nauczyli się ignorować ten hałas. Tak samo jest z tinnitusem, ale trudno jest iść przez życie z wmontowanym radiem w uszy i słuchać go „dzień i noc”, cisza jest utęskniona jak „susza za wodą”, ale niestety trzeba mieć cierpliwość. Są trudne dni i noce, lecz czasem zajmując się czymś, co nam daje radość – nagle można zapomnieć. W samotności jest to trudniejsze. Raz na spotkaniu szwedzkiej grupy przyszedł nowy „szumiący Pan” i mówił, że miał kilka ptaków, które umilały mu życie „ćwierkotaniem i śpiewem”. Niestety ptaki odeszły a po trzech miesiącach ciszy w domu nagle usłyszał w uszach te same głosy. Nie mógł uwierzyć, zastanawiał się, dlaczego choć nie ma ptaków słyszy je bardzo intensywnie dzień i noc. Bał się mówić o tym, bo różnie mógłby być oceniony. Wreszcie poszedł do lekarza, który mu powiedział, że jest nadwrażliwy na dźwięki a mózg wcześniej je zarejestrował a teraz je odtwarza. Jak były ptaki to odczuwał to jako przyjemne doznanie a teraz go drażni, choć wydawałoby się, że powinien się cieszyć. Jak opowiedział, że ma ptaki w głowie to wnuki podarowały mu klatkę mówiąc: „dziadku wypuść te ptaki z uszu i wpuść do klatki”. Inny z grupy był dyrygentem i powiedział: „ptaki to nic strasznego ja mam całą symfonię dzień i noc”. Ja pamiętam, że słyszałam te kościelne organy długi czas w uszach. Ciekawe czy nasz organizm rejestruje różne dźwięki z otoczenia a potem każe nam słuchać je z powrotem. Wszystko, czego słuchamy może wrócić. Nie miałam odwagi mówić na spotkaniu w Kajetanach. Ogarnia mnie coraz większy lęk – nie wiem jak go określić - mam tremę jak jest więcej osób czy zły słuch jest przyczyną unikania ludzi. Takie sytuacje są dla mnie bardzo stresujące. Nercka |
Obecni na stronieOgółem:79Zarejstrowanych:0 Ukrytych:0 Gości:79 Najwięcej użytkowników online (234) było Wt, 17 stycznia 2023, 17:38 Zarejestrowani użytkownicy: Brak zalogowanych użytkowników Legenda :: Administratorzy, Moderatorzy globalni, Klubowicze |